Czytałam ostatnio książkę Nie ma złej pogody na spacer. Tajemnica szwedzkiego wychowania dzieci Lindy Akeson McGurk i bardzo bym chciała móc zakrzyknąć za autorką i polskim tłumaczeniem tytułu oryginalnego (There’s No Such Thing As Bad Weather), że tak! Też tak myślę i myśl tę sumiennie zamieniam w czyn każdego dnia przez cały rok!
Prawda jest jednak taka, że ciężko wyciągnąć mi moje dzieci na spacer nawet przy idealnej spacerowej pogodzie. Sama również, odkąd mamy dom na wsi i przestrzeń, niebo i natura niemal wchodzą nam do środka (i to dosłownie!) przez otwarte okna, a wnętrze naszego domu pełne jest tego, co kocham i co wybrałam na towarzystwo codzienności, nie potrzebuję wychodzić w takim stopniu, w jakim było mi to niezbędne, gdy mieszkaliśmy w bloku na przestrzeni czterdziestu kilku metrów kwadratowych.
Wspominałam już na swoim koncie na Instagramie, że paradoksalnie, odkąd mieszkamy na wsi spędzamy na spacerach i ogólnie na świeżym powietrzu mniej czasu, niż gdy mieszkaliśmy w mieście- teraz często pod koniec dnia łapię się na tym, że nie byłam na dworze! I wiele osób w podobnej sytuacji ma takie same doświadczenia.
A jednocześnie widzę, że codzienne „wyjście na dwór”, „przewietrzenie się” niesamowicie służy mi i dzieciom. Że słońce na twarzy, wiatr we włosach, ale też mróz szczypiący w policzki sprawiają, że mamy więcej energii, ale też jesteśmy bardziej uważni, skupieni, chętniej podejmujemy działania wymagające intelektualnego wysiłku. Że bez względu na rodzaj pogody, my po takim wyjściu stajemy się pogodniejsi.
Bardzo ciekawie było przeczytać o doświadczeniach Szwedki, urodzonej i wychowanej w kraju Dzieci z Bullerbyn, która swoje własne dzieci wychowuje w Stanach Zjednoczonych, w kulturze dotkniętej tym, co Richard Louv, autor Ostatniego dziecka lasu nazwał zespołem deficytu natury. Z przyczyn rodzinnych Linda Akeson McGurk przeprowadza się na kilka miesięcy do Szwecji razem ze swoimi córeczkami i tam na nowo odkrywa zasady szwedzkiego wychowania dzieci.
W myśl tychże zasad skandynawscy rodzice i nauczyciele w przedszkolach przyznają dzieciom prawo do długich, nieskrępowanych przymiotnikiem „edukacyjne” zabaw na świeżym powietrzu bez względu na pogodę (należy jedynie pamiętać o odpowiednim ubraniu), pozwalają im się przy tym pobrudzić i zmoczyć, a także przewrócić i stłuc kolana. Ważne jest też, by zabawa blisko natury zawsze odbywała się z szacunkiem, a wręcz szczególną troską o środowisko.
Myślę, a może bardziej mam nadzieję, że dla nas w Polsce to nie są żadne wielkie tajemnice (jak mówi się o nich w podtytule książki). Spacerując po mieście, zarówno po Warszawie, jak i po Wyszkowie, z dzieckiem w wózku i starszym/starszymi za rękę, mijałam na chodnikach nie tylko inne matki z dziećmi. Udawanie się do pracy czy szkoły pieszo lub rowerem nie budzi u nas zdziwienia, z jakim spotykała się Linda w Ameryce. Górka w parku w moim mieście nadal zimą, gdy spadnie śnieg, pełna jest saneczkujących dzieci. Może nie wszędzie można bawić się i odpoczywać na trawnikach, bo albo jest to „wzbronione”, albo grozi niezbyt miłymi niespodziankami (mamy jeszcze ogromne braki w kulturze sprzątania po psach), ale tam, gdzie jest to możliwe, dzieci chętnie grają w piłkę lub piknikują na kocykach.
Lektura Nie ma złej pogody na spacer Lindy Akeson McGurk potwierdza wiele moich intuicji na temat wychowania dzieci blisko natury. Przede wszystkim taką, że trzeba zacząć od siebie. Jak ze wszystkim, tak i tu dzieci widzą mnie w relacji do natury i to, co zobaczą, przemówi do nich głośniej, niż to, co będę im mówić.
Jestem przekonana, że potrzebujemy przyrody, że nawet w małej dawce kontakt z nią przynosi nam mnóstwo dobra. Wiem jednak, że w moim przypadku często wybieram Kulturę i jej wytwory- zwiedzanie nieznanego miasta zamiast wyjazdu nad rzekę, muzeum zamiast ogrodu botanicznego, czytanie książki w domu pod kocykiem z kubkiem ciepłej herbaty w ręku (udawajmy, że w życiu poczwórnej mamy to prawdziwa opcja do wyboru 😉 ), zamiast wyjścia w kaloszach na deszcz. Dla moich dzieci też niejednokrotnie atrakcyjniejsza od spaceru jest zabawa Playmobilami, budowanie z klocków, tworzenie światów równoległych w przytulnym, ale zarazem przestronnym i ukochanym pokoju. Rozumiem to. Dlatego czasem trochę samą siebie przymuszam do tego, żeby zainicjować wyjście w teren. A tu gdzie mieszkamy „teren” mamy naprawdę piękny i każdy spacer pełen jest odkryć i zachwytów. I to już kilka kroków za płotem 🙂
Uczę się dostrzegać wszystko, co niezwykłe, pokazuję to moim dzieciom i ufam, że zarażę je entuzjazmem.
Przekonałam się nie raz, że najtrudniejszy jest start, zebranie się i decyzja, że wyruszamy. Bo potem zawsze jest fajnie 🙂
Nawet w bardzo bliskiej okolicy znajdujemy takie bogactwo roślinności, że mam problem z nazwaniem choćby połowy gatunków! Dokumentuje je zatem, a później niektóre sprawdzam. Uwierzycie, że wszystkie zdjęcia poniżej zrobiłam podczas jednego, godzinnego spaceru?
Jeśli potrzebujecie motywacji lub inspiracji do praktykowania spacerów czy innych form nawiązywania kontaktu z Naturą, polecam Wam kilka tytułów książek i miejsc w sieci, w których ja je znajduje:
Blog Lindy Akeson MCGurk Rain on Shine Mamma rainorshinemamma.com
Polski blog pełen zachytu nad przyrodą i nad dziećmi Wielki Zachwyt wielkizachwyt.pl
Blog Nieplac zabaw nieplaczabaw.pl prowadzony przez Pracownię K, projektującą wspaniałe ogrody i instalacje do zabawy
Ostatnie dziecko lasu, Richard Louv, Wydawnictwo Mamania
Witamina N. Odkryj przyrodę na nowo. 500 pomysłów i inspiracji dla rodziców i nauczycieli, Richard Louv, Wydawnictwo Mamania
Ciekawa jestem jak jest u Was? Jesteście z teamu „Nie ma złej pogody na spacer” czy raczej znajdujecie (dobre i rozsądne) wymówki, by jednak zostać w domu, gdy pada/wieje/grzeje? 😊
Nie ma złej pogody na spacer, byle natura za blisko nie podchodziła (na przykład nie wchodziła nam w buty). Słowem rozumiem Ciebie kiedy wybierasz opcję kulturalną, wewnętrzną. Dodałabym do tego zwiedzanie miast. Niestety w naszym domu nie do końca rozumiemy się w tym temacie, z tego też powodu mam nadzieję, że synowi jakoś się wyrówna 🙂
Ja też napisałam o zwiedzaniu nieznanych miast (zamiast wyjazdu nad rzekę)- zawsze tak wybierałam, ale pomału to się zmienia. Zwłaszcza ostatnio, gdy z każdej wycieczki do Warszawy wracam z okropnym bólem głowy i zmęczona jak po ciężkiej pracy fizycznej w pomieszczeniu z małą ilością tlenu.