Doświadczam bardzo mocno tego, że warto tworzyć nie ze względu na efekt, ale dla samego procesu twórczego. Warto przechodzić przez kolejne etapy: entuzjastyczne początki, znudzenie pracą aż do jej porzucenia, powroty z nowymi siłami, pomysły, które każą wywrócić wszystko, co zrobiło się wcześniej do góry nogami. A czasem nawet zniszczyć i zacząć jeszcze raz, inaczej. Ten proces bywa trudny, męczący, wymykający się spod naszej kontroli. Ale jest zarazem wspaniały i fascynujący! Jak życie.
Gdybym zostawiła ten obrazek-kolaż na etapie, który wymyśliłam sobie jako finalny, opowiedziałby tylko kawałeczek pewnej historii.
Włożyłam go już sobie w ramkę i postawiłam na półce, oglądałam go i opowiadałam sobie „co było potem?”. Mój synek Janek, który towarzyszył mi w pracowni, obejrzał oprawiony obrazek i powiedział, że mogłabym tutaj dokleić swoje zdjęcie z wózkiem z Idą. A ja od razu przypomniałam sobie o zdjęciu z pierwszego spaceru z Idą, które rzeczywiście doskonale by się do tego pomysłu nadawało!
Był już późny wieczór, a ja siedziałam z Jasiem na podłodze w pracowni (mam dwa długie blaty i krzesła, a tak mocna jest siła nawyku! :/ ) i domalowywałam tło pod moje zdjęcie z dziećmi. Po drodze wylałam sobie na obrazek pół buteleczki czarnego tuszu, potem żółtym zalałam podłogę, potem wszystko było w tuszu, a do tego było późno… Ale oboje z Jasiem byliśmy tak podekscytowani tym, co właśnie tworzymy, że nic nie mogło nas zrazić.
I tak powstała ta praca, która opowiada teraz o procesie życiowym, który się dokonywał przez 31 lat, między Wrocławiem a Wyszkowem… Moja trzydziestojednoletnia mama ze mną w wózku jesienią 1983 roku i trzydziestojednoletnia ja z Danusią, Jasiem i Idą (w wózku) jesienią 2014- nie wymyśliłabym sobie tego wszystkiego sama, poprowadził mnie proces. I mój synek, który „ma najlepiej w głowie” jak z dumą o sobie powiedział 🙂
Wpis skopiowałam z poprzedniego blogu, powstał 12 listopada 2015 roku. Chcę, żeby był i tutaj, w tym moim nowym miejscu, trochę jako rozdział otwierający moją opowieść o trwającym wciąż procesie życiowym. Dedykuję go małej Agnieszce i Emilce, które 29 lat temu straciły swoją Mamę.
To jest piękny wpis o pięknej pracy (i historii z nią związanej). Wzruszający -od ekscytującego początku, po smutne zakończenie. I niesamowite jest jeszcze to, że obraz Mamy, tak wyłuskany ze zdjęcia, to pewnie odzwierciedlenie podobnych obrazów Twojej pamięci – fragmentarycznej i utrwalonej poprzez fotografie. A jednak pamięci. Której nie pozwalasz ulecieć w tak cudowny sposób.
Ściskam mocno*